niedziela, 30 czerwca 2013

czuję, że żyję

mąż mi powiedział, że mam już mały tyłek.

Kolega w pracy podejrzliwie zapytał "schudłaś ostatnio?"
a ja wzruszyłam ramionami i beznamiętnie odparłam "no może...":)


Spada mi brzuch. Ostro. A nogi wciąż nie.


Jestem bardzo zadowolona z czerwca, mam w tym miesiącu zaliczonych 20 porządnych treningów i tylko 2 porządne wyjścia na piwo połączone z jedzeniem pizzy.

No i dziś pożerałam orzechową princesse XXL [!!!] czytając Superlnię :] Ale to się wytnie. W czerwcu naprawdę się sprężyłam, siłownia połączona ze zdroworozsądkową dietą daje efkety przede wszytskim w moim rewelacyjnym samopoczuciu. Wiem już, że schudłam, więc nie wchodzę obcesyjnie na wagę, nie mierzę się jak szalona, tylko obserwuję swoje ciało, które powoli, ale się zmienia-a dla mnie to najlepsza zapłata za wylewane siódme poty na siłowni.

 Jutro nowy miesiąc i nowe nadzieje.

1 czerwca zaczynając treningi z grubej rury miałam zamiar wytrwać do 12 lipca, pójść do fryzjera, zrobić cały remont ciała i stać się metamorfozą 2013, ale zmieniam plany.

Metamorfoza Wakacji 2013 będzie miała swój finał 22 sierpnia 2013 roku. Mam więcej czasu i więcej w tym czasie dokonam.

sobota, 22 czerwca 2013

trochę pokory

Zaniedbałam mojego bloga, ale wiąże się to z ćwiczeniami pełną parą.

otóż od 3 tygodni robię coś, o co siebie w życiu bym nie podejrzewała- chodzę regularnie do klubu fitness! Minimum 4 razy w tygodniu, gdzie konkretnie dają mi popalić.

I własnie odkryłam, że ćwiczenia typu crossfit to jest to, co tygryski lubią najbardziej! Mimo,że nie mam kondycji, mimo, że podczas podskoków moje ciało skacze sobie i faluje jeszcze jakiś czas po zakończeniu ćwiczenia, mimo, że pot mi spływa po gaciach i że po każdych zajęciach obiecuję sobie, że więcej tam nie przyjdę- ja wracam i to z uśmiechem, czekając na każdy dzień treningu tak, jak kiedyś czekałam na porządnego hamburgera z frytkami- z utęsknieniem!!!



Wczoraj miałam jednak nieziemskie załamanie, gdyż okazało się,ze absolutnie nic nie zleciało mi z wagi, poczułam się oszukana i rozczarowana: to ja tu zapierdalam jak mały parowozik, a przez bite 3 tygodnie nie zleciało mi nic??? Miałam tylko informację, że 1kg tłuszczu zamieniło się w kilogram mięśni.
A ja marzę, by ważyć mniej. Po prostu. Chciałabym chociaż,zeby była 6 z przodu. Czy to tak dużo? No i się podłamałam, miałam już zapić smutki browarem a najlepiej od razu zagryźć czipsami.

Na szczęście chyba ostatnia szara komórka do mnie przemówiła i sobie odpusciłam. Zaakceptowałam fakt, że chyba nigdy nie będę drobniutka i nie będę miała nóg do nieba. Może w moim przypadku potrzeba po prostu wiecej czasu na wszystko. I postanowiłam, że po prostu będę czerpac radość z bycia aktywną, cieszyć się z kazdego wykonanego treningu, a moje ciało w końcu mi za to podziękuje.

A dziś wstałam i dla pozbawienia się osttanich złudzeń postanowiłam zaktualizować pomiary i spotkała mnie super nagroda: Spadło mi łącznie 10 cm w porównaniu do pomiaru osttaniego, z czego aż 5 cm ubyło i z brzucha!:)

Życie jest piękne!