środa, 31 lipca 2013

urlop:)

Niczym ten ślimak, gdzieś tam jestem i ślimacznym tempem relaksuję się, i zbieram siły na kolejne dni.


Na pierwszym planie jest odpoczynek, odludzie i kontakt z naturą, czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Reset totalny. Jak fajnie jest nie myśleć o niczym tylko cieszyć się chwilą.

ps.nie objadam się, nie piję za dużo, za to codziennie basen i kilometry spędzone na spacerach. I like it!

poniedziałek, 22 lipca 2013

gubię się

Oby wytrwać do piątku, w piątek już urlop, tak wyczekiwany, tak upragniony...

Uratuje mnie już tylko spokój.

Pojawiło się kilka komplementów, moje ciało trochę się zmieniło i znów uwierzyłam, że tak dużo już schudłam, ze jedna czekolada nie zaszkodzi, a jednocześnie zwątpiłam, że mogę więcej, skoro efekty są "aż tylko" takie.

Jestem niecierpliwa i tak jak "utyłam w tydzień", tak samo chciałabym w tydzień schudnąć. Wiadomo, że latami pracowałam na tak plaskata dupę, więc tego procesu nie da się przyspieszyć! Nie da ,zrozum to wreszcie!!! Powoli, do celu, oby skutecznie, bez jojo, tym razem musi obyć się bez jojo...

Jestem bardzo niespokojna, dużo rzeczy mnie wkurza, mój zapierdol na ćwiczeniach nie dał wg mnie zadowalających efektów, bo chciałabym więcej i więcej...


Dziś postanowiłam dac sobie 2 tygodnie luzu. Tzn nie ćwiczyć na siłowni.Mojej siłowni. W ogóle się tam nie pokazywać. W piątek wyjeżdżam, co prawda w miejscu docelowym siłownia będzie i zamierzam z niej skorzystać, ale już tak bardziej na luzie.





za mna poltora miesiaca regularnych cwiczen, to moj rekord i niezaprzepaczsze tego. Musze tylko odetchnac, nabrac dysnansu i znow zwcyzajnie cieszyc sie z aktywnosci.

środa, 17 lipca 2013

Mimo wszystko się cieszę

Cieszę się, bo za mną prawie 2 miesiące regularnego chodzenia na siłownię/fitness. Mój rekord. Do tej pory zapał mijał w połowie wykupionego karnetu, potem już nawet zmarnowanej kasy nie było mi szkoda, bo -jak twierdziłam "to i tak nic nie da".

Teraz też za dużo nie dało [wagowo], ale nie o tym będzie ten post:]

Nie ma się czym chwalić, ale kilka dni temu miałam urodziny i ostry trening, a właściwie efekty miały być moim prezentem. I mimo, że spektakulatnego ubytku wagi nie zarejestrowałam- dostałam najlepszy prezent w życiu:

-odkrycie, że warto robić coś dla siebie.

Dziś nikt mi nie powie, że endorfiny po cwiczeniach są niepotrzebne. Nigdy bym nie przypuszczała,że doczekam tego dnia:) Kiedy ja- wieloletni grubas w końcu porządnie weźmie się za siebie i zacznie regularnie odwiedzać jakiś klub fitness! Grubas już tak ma, że niby chce, ale się waha, niby może, ale nie jest w stanie- i sam przed sobą udaje, że wszytsko jest ok. Ja chciałam od zawsze i im bardziej chciałam, tym bardziej byłam gruba.

A teraz ćwiczę i jest mi z tym fantastycznie. Fakt, że na 6 czekam z utęsknieniem, ale dla lepszego samopoczucia chyba sobie w mówię,że ważę 69,9;) i przez najblizszy miesiąc nie wejdę na wagę- byle się bez sensu nie dołować. Z resztą, co kogo obchodzi ile ważę, skoro to obwody mają maleć.

Długo się zastanawiałam, czy wrzucić swoje foty i dziś stwierdzam, że ok, zostawię tu ślad. Jestem na poczatku drogi, będzie co wspominać, jak już będe na mecie:)



środa, 10 lipca 2013

czego pragniesz, czego chcesz

Uffff...chciałoby się spuścić powietrze i przez chwilę odpocząć. Nie myśleć. O ćwiczeniach. Diecie. Pracy. Im więcej ćwiczę, tym bardziej myślę o "odchudzaniu" nie jako zmianie nawyków, zmianie na zawsze, ale własnie jako o DIECIE. A być na diecie to ja nie lubię. Już samo słowo kojarzy mi się z jedzeniem bezpłciowego jedzenia i wiecznym nieszczęściem z powodu burczenia w brzuchu. Popadam w paranoję, mam ostanio mało czasu i zaczynam sama siebie irytować. Aha,i jednak stwierdzam, że to gówno prawda, że niby nie przejmuję się stojącą jak zaklęta w miejscu wagą. Przejmuję się i to bardzo. Kurwa. Nie po to zapierdalam na zajęciach 4-5 razy w tygodniu by ciągle widzieć 7 z przodu. I gówno mnie obchodzą centymetry. Ja chcę mieć 6 z przodu i już! Ta szóstka jest dla mnie tak bardzo pożądana, bo przez ostatnie 2 lata, jeśli się pojawiła, to na bardzo krótko. Jestem nabuzowana, czuję, że długo tak nie pociągnę, potrzebuję urlopu. I 6 z przodu. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, SZEŚĆ, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć... Jeszcze ze 2 głębokie oddechy i będzie lepiej. A swoją drogą. Wczoraj dostałam mega wycisk na zajęciach, serce mało mi z klatki nie wyskoczyło. Uwielbiam ten stan! Ta muza, ta walka sama ze sobą, gdy już myślę,że nie dam rady,a skaczę raz jeszcze, podnoszę ciężar raz jeszcze, po raz ostatni podnoszę się z materaca. Uczucie PO jest fantastyczne. Umysł zregerowany, nie myślę o problemach, jestem tylko ja i moje zadowolenie. I najpyszniejsza mineralna na świecie. i tylko wtedy mam w dupie tą moją 6 z przodu.