środa, 26 września 2012

Babcia

podobno tylko Chuck Norris wyszedł od babci głodny...

Ja nim nie jestem,więc babcia powitała mnie swojskim " o cześć, co ci zrobić do jedzenia?".

Kochana babcia:)... dla niej zawsze będę "za chuda", choćbym miała 100kg nadwagi, to co najwyżej mogę "wyglądać zdrowo" lub w ostatnim czasie "się poprawić, ale to dobrze, bo wtedy właśnie wyglądam zdrowo".

Ale podczas ostaniej wizyty babcia bardzo się zmartwiła moim widokiem, gdyż załamując ręcę z przerazeniem stwierdziła "Boże,dziecko, jak ty schudłaś!"

Nasłuchałam się o tym,że się głodzę, że pewnie nie mam kiedy i co gotować, że takie teraz czasy, że młodzi zabiegani, pracują do późna i nie mają czasu na porządny obiad, obowiazkowo musiałam pod jej czujnym okiem zjeść rosół, a potem ciasto... ale i tak było fajnie:) babcie są super!

ps. a swoją drogą schudłam przecież "aż tylko 2 kg", babcia to ma jednak oko;)

czwartek, 20 września 2012

Co by było gdyby

okazało się, że do końca życia w moim domu powinna być dieta. Choroba sprawiła, że musimy przestawić się na zdrowsze potrawy, pożegnać się z czekoladą i zapomnieć już na zawsze o smaku niektórych owoców, ryb itd.

No trudno, jak mus, to mus, nie ma co się załamywać.

TYLKO jedno mnie zastanawia, czemu tak nie dbamy o swoje zdrowie dopóki nie przydarzy się coś złego?

To retoryczne pytanie sprowadzę do swojej osoby. Tyję i chudnę na zmianę już dobrych kilka lat. Co schudnę to ponownie objadam się hamburgerami i znów przybieram na wadze, ulegam reklamom, fast foodom, wykorzystuję okazję na przyjęciach/wyjazdach aby tylko zjeść coś co "zakazane".

Jakiś czas temu wykupiłam konto na Vitalii i wszystkie wyliczone tam parametry podziałały na mnie jak zimny prysznic. Było to już kilka ładnych miesięcy temu, ważyłam kilka kilo więcej niż teraz [nie wiem ile, bo nie wchodziłam wtedy na wagę] i "pochwalę" się co mi wtedy napisali

-otóż gdybym nie zmieniła nawyków z nadwagi w nieługim czasie awansowałabym do otyłości.


A najbardziej do myślenia dało mi to zdjęcie:



gdyby mój tryb życia nie uległ zmianie już za rok wygladałabym własnie tak jak na załączonym obrazku, czyli moga waga mogłaby dobić do ponad 85 kg.

Nigdy do tego nie dopuszczę. Macie moje słowo.

niedziela, 16 września 2012

Pobiegłam!

zbieram się w sobie, przestaję marudzić, spinam poślady i DZIAŁAM!

Otworzyłam dziś oczy ok 7,10 , przewracam się na drugi bok rozkoszując się chwilą, że spokojnie mogę jeszcze pospać i nagle olśnienie!!!

to dziś! Dziś będzie ten dzień, kiedy zacznę biegać!

No to jak to by powiedział król Julian- zaczynamy działać zanim dotrze do nas, że to bez sensu;)

Starając się nie obudzić męża wyszukałam pierwsze lepsze spodnie i bluzę, zjadłam lekkie śniadanko i nakłądając słuchawki na uszy -wyruszyłam na biegi:)

Niestety stwierdzam,że do biegania jednak trzeba przygotować się choć trochę. O ile buty miałam dobre, tak bluzę wzięłam zdecydowanie za ciepłą i było mi trochę gorąco, wzięłam też nie te słuchawki co trzeba i co chwile mi wylatywały z uszu:/ no i muzyka... zupełnie nie w tempie, żywe piosenki poprzeplatane jakimiś spokojniejszymi-nie, nie, nie! Do poprawki:)

A samo bieganie? Hmmm było tragiczne, dlatego, że stadion okazał się zamknięty i musiałam iść na moją górkę "śmierci". Kojarzycie ją? Tak, to ta, na której pokonał mnie rower pokazując mi miejsce w szeregu niewysportowanych, rozleniwionych ludzi nie mających ani krzty kondycji. No i jak na pierwszy raz biegało się bardzo ciężko,bo prawie cały czas pod górkę:


to zdjęcia z googlemaps, niby góreczki nie wydają się jakieś porywające, ale uwierzcie, mniejszy lub większy wznios jest non stop i dopiero gdy dobiegłam to pierwszej prostej czerpałam radość z biegania, które łącznie zajęło mi około 30 minut.

Jestem z siebie dumna i planuję już kolejny bieg, ale tym razem lepiej się do niego przygotuję.

sobota, 15 września 2012

dzisiejszy post sponsoruje liczba 69 :)

dzisiejszy post sponsoruje liczba 69 :)

bardzo się cieszę, że spada i waga i centymentry. Te ostatnei spadają powoli i niektórzy pewnie uważają mnie za kosmitę, że w ogóle cieszę się z tak "mizernych" spadków, jednak mój organizm znosił juz tyle diet, raz chudłam, raz tyłam, że bardzo się cieszę, że jest mnie mniej nawet o milimetr.

Trzy lata temu, gdy brałam ślub wazyłam ok 60kg, pod koniec 2010 roku ważyłam juz ok 70kg w 2011 znów zeszłam do 62,a na poczatku 2012 ponownie waga wskazała około 70kg. Bez konkretnych ćwiczeń, same zrywy, łykanie suplementów i wiara w diety cud....- i tak w kółko.

A teraz odchudzam się bez żadnych cud-tabletek, diet, po prostu zdrowo i rozsądnie. Zrzucenie kilograma zajmuje mi bardzo dużo czasu, przypuszczam, że mój organizm "boi się", że znów zacznę dietę 500kcal i magazynuje ile się da, broni się ile się da -i na razie za bardzo nie chce współpracować,ale ja mam czas...:]

Tylko spokój mnie uratuje. Powoli,ale do celu.

środa, 5 września 2012

Jutro

no i powróciło moje "jutro".
Nie ćwiczę. Płyta Ewy poszła  w odstawkę.

Powód?- umierający facet w domu.

Niestety, ale- jak przeczytałam na demotach" prawdziwy mężczyzna nie choruje-on od razu umiera"
-i własnie mój umiera. Etap choroby czy też lekkiej niemocy mojego mężczyznę nie obowiązuje, on jest albo zdrowy jak ryba,albo drżącą ręką spisuje już testament.

Wiem, że jaj sobie nie robi, na serio jest chory, ja "bawię się" w pielęgniarkę, współczuję mu bólu, wiem jednak, że ja będąc tak chora jak on potrafiłabym zrobić 2 daniowy obiad, pyszny deser, posprzątać mieszkanie i jeszcze zrobiona na bóstwo przygotować przyjęcie dla 20 osób.

No a on nie. On umiera i już.

Z pocieszających rzeczy to - balsamowanie stało się moim rytuałem, codziennością na tyle, że po wyjściu z kąpieli sama nie wiem, kiedy wklepałam balsam w moje ciało. I to osobny na cycki, na uda, brzuch i pośladki, a do reszty ciała "zwykły" ujędrniający:)

O to chodziło. Ciało też mi się zmienia, ale wciąż muszę się dobrze przypatrzeć, by te zmiany dostrzec.
Ale to nic. Przeczekam ten czas i będzie lepiej.