środa, 17 lipca 2013

Mimo wszystko się cieszę

Cieszę się, bo za mną prawie 2 miesiące regularnego chodzenia na siłownię/fitness. Mój rekord. Do tej pory zapał mijał w połowie wykupionego karnetu, potem już nawet zmarnowanej kasy nie było mi szkoda, bo -jak twierdziłam "to i tak nic nie da".

Teraz też za dużo nie dało [wagowo], ale nie o tym będzie ten post:]

Nie ma się czym chwalić, ale kilka dni temu miałam urodziny i ostry trening, a właściwie efekty miały być moim prezentem. I mimo, że spektakulatnego ubytku wagi nie zarejestrowałam- dostałam najlepszy prezent w życiu:

-odkrycie, że warto robić coś dla siebie.

Dziś nikt mi nie powie, że endorfiny po cwiczeniach są niepotrzebne. Nigdy bym nie przypuszczała,że doczekam tego dnia:) Kiedy ja- wieloletni grubas w końcu porządnie weźmie się za siebie i zacznie regularnie odwiedzać jakiś klub fitness! Grubas już tak ma, że niby chce, ale się waha, niby może, ale nie jest w stanie- i sam przed sobą udaje, że wszytsko jest ok. Ja chciałam od zawsze i im bardziej chciałam, tym bardziej byłam gruba.

A teraz ćwiczę i jest mi z tym fantastycznie. Fakt, że na 6 czekam z utęsknieniem, ale dla lepszego samopoczucia chyba sobie w mówię,że ważę 69,9;) i przez najblizszy miesiąc nie wejdę na wagę- byle się bez sensu nie dołować. Z resztą, co kogo obchodzi ile ważę, skoro to obwody mają maleć.

Długo się zastanawiałam, czy wrzucić swoje foty i dziś stwierdzam, że ok, zostawię tu ślad. Jestem na poczatku drogi, będzie co wspominać, jak już będe na mecie:)



1 komentarz:

  1. oo tak warto zadbać o siebie, daje to duży siły:)

    OdpowiedzUsuń