niedziela, 16 września 2012

Pobiegłam!

zbieram się w sobie, przestaję marudzić, spinam poślady i DZIAŁAM!

Otworzyłam dziś oczy ok 7,10 , przewracam się na drugi bok rozkoszując się chwilą, że spokojnie mogę jeszcze pospać i nagle olśnienie!!!

to dziś! Dziś będzie ten dzień, kiedy zacznę biegać!

No to jak to by powiedział król Julian- zaczynamy działać zanim dotrze do nas, że to bez sensu;)

Starając się nie obudzić męża wyszukałam pierwsze lepsze spodnie i bluzę, zjadłam lekkie śniadanko i nakłądając słuchawki na uszy -wyruszyłam na biegi:)

Niestety stwierdzam,że do biegania jednak trzeba przygotować się choć trochę. O ile buty miałam dobre, tak bluzę wzięłam zdecydowanie za ciepłą i było mi trochę gorąco, wzięłam też nie te słuchawki co trzeba i co chwile mi wylatywały z uszu:/ no i muzyka... zupełnie nie w tempie, żywe piosenki poprzeplatane jakimiś spokojniejszymi-nie, nie, nie! Do poprawki:)

A samo bieganie? Hmmm było tragiczne, dlatego, że stadion okazał się zamknięty i musiałam iść na moją górkę "śmierci". Kojarzycie ją? Tak, to ta, na której pokonał mnie rower pokazując mi miejsce w szeregu niewysportowanych, rozleniwionych ludzi nie mających ani krzty kondycji. No i jak na pierwszy raz biegało się bardzo ciężko,bo prawie cały czas pod górkę:


to zdjęcia z googlemaps, niby góreczki nie wydają się jakieś porywające, ale uwierzcie, mniejszy lub większy wznios jest non stop i dopiero gdy dobiegłam to pierwszej prostej czerpałam radość z biegania, które łącznie zajęło mi około 30 minut.

Jestem z siebie dumna i planuję już kolejny bieg, ale tym razem lepiej się do niego przygotuję.

3 komentarze:

  1. o braaawo! widać nie dajesz za wygraną z górką smierci i jak nie rowerem to na nózkach z nią walczysz:) gratuluje samozaparcia, ja bym sie chyba jednak z łózka o tej porze nie zwlekła :)

    OdpowiedzUsuń