środa, 5 września 2012

Jutro

no i powróciło moje "jutro".
Nie ćwiczę. Płyta Ewy poszła  w odstawkę.

Powód?- umierający facet w domu.

Niestety, ale- jak przeczytałam na demotach" prawdziwy mężczyzna nie choruje-on od razu umiera"
-i własnie mój umiera. Etap choroby czy też lekkiej niemocy mojego mężczyznę nie obowiązuje, on jest albo zdrowy jak ryba,albo drżącą ręką spisuje już testament.

Wiem, że jaj sobie nie robi, na serio jest chory, ja "bawię się" w pielęgniarkę, współczuję mu bólu, wiem jednak, że ja będąc tak chora jak on potrafiłabym zrobić 2 daniowy obiad, pyszny deser, posprzątać mieszkanie i jeszcze zrobiona na bóstwo przygotować przyjęcie dla 20 osób.

No a on nie. On umiera i już.

Z pocieszających rzeczy to - balsamowanie stało się moim rytuałem, codziennością na tyle, że po wyjściu z kąpieli sama nie wiem, kiedy wklepałam balsam w moje ciało. I to osobny na cycki, na uda, brzuch i pośladki, a do reszty ciała "zwykły" ujędrniający:)

O to chodziło. Ciało też mi się zmienia, ale wciąż muszę się dobrze przypatrzeć, by te zmiany dostrzec.
Ale to nic. Przeczekam ten czas i będzie lepiej.

1 komentarz:

  1. wspolczuje chorego chlopa w domu, mam nadzieje, ze bedzie juz tylko lepiej. i tak Cie podziwiam, ze mimo trudnej sytuacji masz czas i checi na balsamowanie. ja niestety odpuszczam w takich chwilach:/

    OdpowiedzUsuń